Kwiatki z raportów, czyli jak sprzedawcy aut nabijają kupujących w butelkę?

 

Zawsze podkreślamy, że kupno używanego samochodu na polskim rynku to żaden problem. Trudności zaczynają się dopiero wówczas, gdy ma to być pojazd sprawny technicznie, bez ukrytych wad oraz bez zatajonej przeszłości kolizyjnej. Wówczas, jak by się mogło zdawać, łatwy wybór odpowiedniego egzemplarza, zamienia się w proces wymagający czasu i cierpliwości. Jeśli ma się wyjątkowego pecha to poszukiwania mogą trwać nawet kilka miesięcy. Całą sprawę gmatwają dodatkowo handlarze używanymi pojazdami, którzy powinni zawodowo dbać o jakość swoich aut, a tymczasem dbają jedynie o to, by wyglądały one wiarygodnie i ładnie… przez jakiś czas, bo potem to już nie ich problem. „Samochód idzie na sprzedaż, więc nie warto jakość super picować” – takie wpisy znajdziemy na niejednym forum branżowym. Na szczęście macie nas i choć staramy się jak możemy walczyć z nieuczciwością wtórnego rynku motoryzacyjnego poprzez edukację naszych klientów i czytelników bloga, oszustwa, jakich dopuszczają się sprzedawcy również stają się coraz bardziej złożone. Pierwszy kwartał 2016 roku nie był w tym przypadku wyjątkiem, dlatego mamy dla was poniższą porcję „kwiatków”, na które natknęliśmy się podczas licznych ekspertyz dla naszych klientów z całej Polski.


Agresja… na szczerość

Pierwszy przystanek w celu realizacji zlecenia nasz ekspert zaliczył w warsztacie, gdzie dokładnie obejrzał egzemplarz, którym zainteresowany był nasz klient. Następnie udał się na spotkanie ze Sprzedającym w celu sfotografowania dokumentacji pojazdu. Do udokumentowania oczywiście doszło, jednak tylko częściowego, gdyż w pewnym momencie właściciel pojazdu przyjął postawę agresywną w stosunku do rzeczoznawcy AUTOTESTO. Dlaczego? Cytat z raportu powinien wyjaśnić wam to dość precyzyjnie:

Z początku rozmowa zaczynała się dość dobrze. Sprzedający wyjął dokumenty z pojazdu, zrobiłem zdjęcie Briefu. Wtedy zapytał mnie co udało mi się ustalić, ja odparłem, że cały pojazd jest po lakierowaniu, dach nawet dwukrotnym oraz, że widać wiele wtopień kurzu w powierzchni. Wtedy sprzedający się mocno zdenerwował. Przyznał, że auto miało lakierowany tylko dach i maskę, auto kupił od osoby prywatnej, która mu to powiedziała. Stwierdził, że jak napiszę w raporcie, że całe auto jest po lakierowaniu to on tego tak nie zostawi, żebym się wycofał z tego co powiedziałem bo wyciągnie wobec mnie konsekwencje. Proponował mi przejazd do salonu renault i udowodnienie, że wtopienia kurzu są również w nowych autach. Starałem się nie zaogniać sytuacji aby mu udowodnić, że nie ma racji, ponieważ i tak to by nic nie dało. Sprzedający zaczął się robić coraz bardziej agresywny i każde kolejne zdanie potęgowało jego zdenerwowanie. Wolałem ustąpić. Schował resztę dokumentów i nie udało mi się ich przejrzeć. Wykazał mi zachowaniem, że nie jestem mile widziany, więc grzecznie podziękowałem i tak się rozstaliśmy.


Dosadny raport z oględzin

Traktujemy potrzeby naszych klientów niezwykle poważnie, dlatego staramy się zawsze, by nasze ekspertyzy były przeprowadzone dokładnie i kompleksowo. Czasem jednak trafiamy na wyjątkowo nieprzyjemnych Sprzedających, którzy pięknymi słowami i sztuczkami są w stanie omotać każdego i wcisnąć nawet największy złom. W tym kwartale trafił się nam taki handlarz, więc rzeczoznawca dołożył wszelkich starań, by raport dokładnie obrazował uczciwość jego ofert i słów w porównaniu do rzeczywistości, jaką zastaliśmy na miejscu:

Sprzedający to gbur, krętacz, potrafiłby sprzedać piasek na pustyni. Nie da się ukryć, dla przykładu przytoczę ten wyciek koło gumy, jest zdjęcie, diagnosta przeglądu nie zaliczy, ale dla niego jest tam sucho, jak grochem o ścianę… Odradzam. I proszę trzymać się od tego sprzedającego z daleka, bo to przeogromny cwaniak. Dokumentów nie chciał udostępnić, stwierdzając iż dowód i instrukcja są i tak po francusku, więc pan nie zrozumie…

Pełna kasacja, pstryk, auto igła

Bezpieczeństwo podróży jest dla nas bardzo ważne, dlatego dokładnie przyglądamy się sprawdzanym egzemplarzom pod kątem przeprowadzanych napraw blacharsko-lakierniczych. Czasem wynikają one z incydentów parkingowych, jednak zdarza się, że mają za zadanie ukryć poważny wypadek z przeszłości. Tak było w tym przypadku. Raport jasno stwierdził, że ze względów bezpieczeństwa klient nie powinien kupować sprawdzanego pojazdu. Naprawy były liczne i co gorsza wykonane niedbale, szczegółów dowiecie się natomiast z tego fragmentu opisu ekspertyzy:

Nie wykonano jazdy testowej, pojazd jest po poważnym wypadku. Zrezygnowano ze względów bezpieczeństwa. Oględziny pojazdu na podnośniku potwierdziły wypadkowość pojazdu. Na podłużnicach od dołu zauważono niezabezpieczone ślady spawania podłużnic konstrukcji pojazdu. W okolicy turbosprężarki zauważono poważny wyciek oleju (zalany cały dół silnika). Naprawa wszystkich ww usterek może przekroczyć 50% wartości pojazdu. Samochód uzyskał statut SALVAGE, co w kraju jego pochodzenia oznacza, że pojazd nie może być dopuszczony do poruszania się po drogach, ponieważ jest uszkodzony w takim stopniu, że koszt naprawy pojazdu przewyższa jego rynkową wartość. (…) Pojazd w dokumentach z USA został opisany, jako skasowany (szkoda całkowita).”

Koloryzowanie…

Ładne słówka to jedno, ale gdy Sprzedający drastycznie mija się ze stanem faktycznym i wręcz przekłamuje (nie, nie koloryzuje) jego parametry, to można to już zaliczyć do jawnego oszustwa. W tym przypadku zaniepokoiła nas moc silnika, który choć pracował równo, ani trochę nie udowadniał mocy, która została wpisana w ogłoszeniu. Zastrzeżenia pojawiły się tu również do stanu wnętrza auta, ale lepiej wyjaśni wam to ekspert:

Silnik pracuje równo, przyśpiesza tragicznie jakby ciągnęło za sobą przyczepę kempingową, sprzedający tłumaczył to tym, że auto waży 1300kg i do tego 2 osoby i dlatego tak kiepsko przyśpiesza. Jak on jedzie sam to auto idzie jak rakieta. Niestety na mnie takie tłumaczenie nie zrobiło żadnego wrażenia, bo 1300 kg to nie jest przesadzona waga jak na silnik 2 litry który jest wyciągnięty na 170 KM. Mam pojazd z silnikiem 2,0 o mocy fabrycznej 115KM z tego przez lata podejrzewam, że trochę mu ubyło. Stając z takim sportowym autem myślę mógłbym mu spokojnie dać radę. Po mocniejszym przyciśnięciu do muru pana sprzedającego, zszedł z mocy na 155 a po chwili na 140 fabryczną moc. Biorąc pod uwagę usprawnienia jakich pan rzekomo dokonał auto powinno rwać asfalt, co nie ma przełożenia na rzeczywistość. Nie kupiłbym auta, które ma moc 170KM tylko w teorii, decydując się na sportowe auto wymagałbym też sportowych osiągów a nie traktora. Wnętrze jest za bardzo zniszczone jak na deklarowany przebieg. Nawet nie było by sensu sprawdzać historii pojazdu w ASO, bo nie wiadomo z ilu aut jest ten przeszczep. Stanowczo odradzałbym zakup tego auta.

 

redakcja