Mit na temat używanych samochodów cz. 1

Home » Fakty, mity, stereotypy » Mit na temat używanych samochodów cz. 1
Czas czytania artykułu: 3 minut

Świat motoryzacji obrósł przez lata wieloma stereotypami. Jak używane auto to z Niemiec, najlepsze są od pierwszego właściciela i najlepiej z dieslem, bo wyjdzie taniej na paliwie i pojeździ dłużej… Wszystko to stereotypy, które raz się potwierdzają, innym razem nie są w ogóle adekwatne do rzeczywistości. Czy jest w nich chociaż ziarnko prawdy, które można wykorzystać podczas kupna samochodu?

Skąd się biorą stereotypy?

Prześledzenie historii danego stereotypu jest często praktycznie niemożliwe, bo gdy już zaczynamy drążyć, to okazuje się, że ogniw w tym łańcuchu jest tak wiele, że i tak nie uzyskalibyśmy dostępu do początku mitu. Najgorsze, że trudno odróżnić te choć trochę prawdziwe, od tych, które jedynie mieszają nam w głowach. Czasem dowiadujemy się o nich od sąsiada lub rodziny. Innym razem to reklamy kształtują w nas tego typu sądy (np. Toyota oparła na tym swoją kampanię marketingową sprzedając markę jako niezawodną, gdy tymczasem każde auto może takie być, jeśli się o nie dba). Opieranie się na nich podczas zakupu nigdy nie może być niczym dobrym – no chyba że mamy duże szczęście.

Tylko niemieckie samochody!

Niemiecka precyzja staje się hasłem zdolnym przekonać każdego do zakupu, niekoniecznie musi więc chodzić o używany samochód. Legenda o ich trwałości (zwłaszcza modeli ze stajni VW i Mercedesa) rozpoczęła się w latach 80-tych XX wieku. Od tego czasu minęły niemal cztery dekady! Faktycznie w tamtym czasie laury i uwielbienie były w pełni zasłużone, jednak przez te wszystkie lata sytuacja zmieniała się niczym w kalejdoskopie – mit jednak pozostał i nadal podtrzymywany jest przez zwolenników tych marek. Przykładami późniejszych wpadek mogą być np. kompletnie niedopracowany silnik Diesla współczesnego Mercedesa Klasy E, który zmusił markę do zaprzestania jego składania oraz benzynowy VW z doładowaniem, którego rozrząd psuł się na potęgę, nierzadko niszcząc przy tym silnik. Globalizacja teoretycznie powinna załatwić sprawę, gdyż niemieckie auto, składa się w Polsce, albo za oceanem. Honda (japoński gigant) posiada swoją fabrykę w Turcji, a części do niej pochodzą z chińskich manufaktur. Kraj nie ma więc nic do tego, czy marka auta jest godna zaufania.

Tylko serwisowany w ASO!

Książka serwisowa, pieczątki i skrót ASO na każdym potrafią zrobić dziś wrażenie, gdyż brzmią poważnie i sugerują, że właściciel nie bawił się w półśrodki podczas eksploatacji i serwisowania swoich czterech kółek. Czy to jednak mądre na ich podstawie kupować auto? ASO tworzą ludzie, a człowiek jest z natury istotą omylną, więc może się zdarzyć, że naprawa zostanie przeprowadzona źle, podczas gdy mechanik z własnym warsztatem wykonał by ją taniej i bardziej profesjonalnie. Co więc świadczy o dobrym utrzymaniu auta używanego? Faktury! Czy to te wystawione przez ASO, czy niezależny warsztat – wszystkie świadczą o tym, że historia pojazdu może w każdej chwili zostać sprawdzona. Książkę serwisową z Niemiec można kupić – pieczątki zresztą też.

Rozrząd tylko na łańcuszku!

Jeśli strzeli rozrząd to może zniszczyć cały silnik. Zawsze namawiamy więc naszych klientów, by bez względu na to, jaki stan prezentuje kupowane przez nich auto, zainwestowali w wymianę paska rozrządu. Łańcuch to przecież jednak co innego. Nieśmiertelny i nie do zdarcia, dlatego jak już kupować to tylko z takim rozrządem. Prawda jest jednak taka, że oba te rozwiązania zaliczają się do jednego zbioru nazwanego mądrze „elementy eksploatacyjne”. Łańcuszek podczas serwisu jest też droższy niż pasek, a jak udowodnił VW nigdy nie mamy pewności, że konstrukcja ta zda egzamin.


Samochód Cabrio tylko na lato!

To jeden z naszych ulubionych stereotypów, gdyż jest on chyba najzabawniejszy. Kowalski siada przed monitorem, szuka używanego samochodu i trafia na zadbane Cabrio, które mogło by się okazać zarówno funkcjonalne, jak i spełnić jego wymagania co do estetki. Kończy się jednak na zamknięciu oferty, gdyż polska zima na pewno zasypie auto śniegiem, a przecież wtedy brezentowy dach na pewno się urwie. Prawda jest natomiast taka, że konstrukcja takiego dachu nie ustępuje wiele trwałości zwykłemu i sztywnemu elementowi, który wolimy. Jeśli działa on poprawnie i nie jest zniszczony to możemy jednego dnia jeździć nim na Florydzie, a drugiego po polskich ulicach, gdy z nieba pada śnieg. Ostateczne obalenie tego stereotypu można przypisać jednak elektrycznemu systemowi składania dachu, który po wszystkim chowa się w bagażniku – dzisiejsze Cabrio to auto całoroczne. Różnica polega na tym, że latem mamy opcję otwarcia dachu, a sąsiad w Passacie uruchamia klimatyzację, albo otwiera okno jak jej „nie nabił”. Pamiętajcie, najważniejszy jest faktyczny stan samochodu, a nie mitologia jego marki czy typu nadwozia.

 

redakcja