Ciekawe i pouczające historie, które stają się naszym udziałem podczas sprawdzania dla klientów używanych samochodów, to wręcz nasza specjalność. Czasami gdy wydaje się nam, że widzieliśmy już wszystko, okazuje się, że oferty pojazdów z drugiej ręki mogą wciąż wywołać u nas zaskoczenie – dziś opowiemy wam o pewnym Suzuki Jimny. Auto to łączy w sobie wszystko to, czego mógłby wymagać klient mieszkający w mieście, ale też lubiący jazdę terenową. Dostaliśmy na nie zlecenie, więc nie czekaliśmy długo z jego realizacją – sami byliśmy ciekawi tego, co kryje oferta.
W ogłoszeniu samochód-igła
Oferta internetowa powiedziała nam w zasadzie to co zwykle. Ot kolejny bezwypadkowy, garażowany, serwisowany w ASO, zadbany pojazd i to od pierwszego właściciela. Pierwsze wrażenie? Ktoś lubi klikać, bo zaznaczone opcje były chyba wszystkimi, które można było wybrać. Nadzieja jednak zawsze pozostaje, a to przecież nieprofesjonalnie oceniać samochód używany bez bliższego poznania jego uroków. Z informacji w ogłoszeniu dowiadujemy się również, że:
– jest to egzemplarz świeżo sprowadzony z Niemiec,
– pojazd zachowany jest w stanie idealnym,
– ma kompletne wyposażenie,
– wszystko działa, nic nie puka, nic nie stuka,
– wnętrze zadbane.
Nic tylko żałować Niemca, który gonił go do granicy bo się rozmyślił, a teraz trzyma jego zdjęcie w portfelu.
Nim zajrzeliśmy do środka
Na pierwszy rzut oka Jimny prezentował się ładnie – zarówno na zdjęciach, jak i z daleka. Ładnie błyszcząca karoseria, zadbany lakier i ta nieodparta chęć żeby już wsiąść i się przejechać. Przyszła więc pora na bliższe oględziny, które przede wszystkim ujawniły odstające listwy i nierówno spasowane elementy nadwozia. Cóż było czynić… nasz rzeczoznawca posłużył się miernikiem grubości lakieru. Efekt? Odkrycie nie tyle podwójnej warstwy powłoki lakierniczej, ale i ogromnej ilości szpachli, co jak każdy wie w bezwypadkowym egzemplarzu jest niedopuszczalne. Po chwili okazało się, że podłoga w bagażniku też była poddana „renowacji”, a zawiasy i zamki ktoś niewprawnie i szybko polakierował (nawet nie demontując ich uprzednio). Dodatkowo ujawniliśmy także, że:
– przednia szyba została wymieniona,
– na bocznych szybach znajdowało się wiele rys niczym po burzy piaskowej,
– przednie opony są bardzo zmęczone jazdą i starte niemal do granic określanych przez prawo,
– felgi są ewidentnie malowane i to bardzo nieudolnie.
Skarby, które skrywało wnętrze
Z każdym krokiem i kolejnym elementem, który miał nam do zaprezentowania Suzuki Jimny, nasza konsternacja osiągała coraz większy pułap. Samochody używane w takim stanie powinny gwarantować odszkodowanie za stracony czas klienta, ale może omówmy to na kolejnych przykładach. Po sprawdzeniu auta z zewnątrz nasz rzeczoznawca rozpoczął ekspedycje wewnątrz pojazdu. Dzięki temu udało się nam ujawnić kolejne nieścisłości (poza tym jazda próbna nie mogła się odbyć, gdyż samochód ten nie był jeszcze zarejestrowany, ani ubezpieczony):
– silnikowi wystarczyło 2000 obrotów na minutę by doprowadzić układ wydechowy do takich drgań, że uderzał on o podłogę,
– odkręcanie błotników, pył lakierniczy pod maską i… we wnętrzu kabiny samochodu,
– brak tabliczek znamionowych (gwarantowana dyskwalifikacja podczas przeglądu),
– niedziałające kontrolki wybranego rodzaju napędu,
– pęknięcia i zarysowania w kokpicie (a miał być zadbany i czysty!),
– brak dokumentacji serwisowej (a co z tym wpisem w ogłoszeniu, że ASO go kochało i w ogóle?).
Co znaleźliśmy w raporcie VIN?
Komis opuszczaliśmy nie mogąc uwierzyć w bezczelne kłamstwa w ogłoszeniu i zaintrygowani tajemnicą, co też mogło się temu Jimny stać, że stoi sobie u polskiego handlarza i ma czelność w ogóle uchodzić za egzemplarz na sprzedaż. Odpowiedzi na pytania o przeszłość samochodu przyszły niedługo później, a mianowicie wraz z dostarczeniem do rzeczoznawcy raportu z rozkodowania nr VIN. Jak myślicie co tam znaleźliśmy? Nigdy nie zgadniecie!
Dzięki tej małej pomocy obejmującej międzynarodowy i lokalny handel samochodami używanymi dowiedzieliśmy się między innymi, że:
– kiedyś auto było srebrne, a aktualnie jest piaskowe (czyli cały lakierowany),
– jeden Jimny kryje w sobie przeszczepy z kilku innych samochodów,
– wymienione wnętrze skutkujące zmianą wersji pojazdu, którą było początkowo auto,
– nowe i zupełnie inne zderzaki, listwy ochronne i dodatkowe relingi,
– złe podłączenie elektroniki podczas operacji (pamiętacie, że kontrolki trybu jazdy nie działały?),
– auto jest z rocznika 2003 a nie jak podano w ogłoszeniu 2008,
– zamiast deklarowanych 85 KM samochód ten powinien mieć ok. 80.
Po takiej lekturze cofnięcie licznika nawet by nas nie zaszokowało.
Namawiamy i pomagamy
Dzielimy się z Wami szczegółami naszych przygód na polskim rynku sprzedaży używanych samochodów nie po to, by wywołać jakiekolwiek uprzedzenia, ale jedynie by przestrzec i uczulić klienta na sprawdzanie auta przed zakupem. Jesteśmy po to, by każdy kto posiada uprawnienia do kierowania samochodem, a nie do końca zna się na jego niuansach mechanicznych, mógł bez stresu wsiąść do swojego zakupionego auta. Nasze raporty demaskują kłamstwa, ale przede wszystkim gwarantują bezpieczeństwo i są walką z nieuczciwością, gdyż do im większej grupy Polaków dotrzemy, tym bardziej nieuczciwość przestanie być tak opłacalna w naszym kraju.
Historia pojazdu kryje się nie tylko w nr VIN, ale i tym jak wygląda – w drobnych szczegółach, które niewprawne oko przeoczy na skutek entuzjazmu wywołanego atrakcyjną ceną, czy czystym silnikiem. Błędy mogą zdarzyć się każdemu, ale my pomożemy Ci ich uniknąć. Swoją działalnością sprawdzania ofert sprzedaży aut objęliśmy cały kraj. Na koniec zawsze dostajesz od nas szczegółowy raport, w którym ekspert tłumaczy w przystępny sposób, dlaczego poleca lub nie dany egzemplarz. Chcemy po prostu wpłynąć na poprawę jakości rynku pojazdów z drugiej ręki.