Zasada ograniczonego zaufania powinna być znana każdemu kierowcy, gdyż po innych uczestnikach drogi można spodziewać się nawet najdziwniejszych i najbardziej nieracjonalnych zachowań. Są jednak ludzie, którzy mogli by otrzymać mistrzowski pas, gdyby konkurencja taka w ogóle istniała. Okazuje się, że jedna z takich historii wydarzyła się między innymi w Łodzi. Dowodzi ona, że sprzedaż samochodów używanych nie zna dziś granic w generowaniu tego typu opowieści oraz że umiar w oszustwie absolutnie jej nie dotyczy. Co powiecie za wrak oferowany jako zadbany i w dodatku sprzedawany przez osobę nieżyjącą?
Problem Pana Dariusza
Tym razem problem z samochodem dotyczył pana Dariusza. Klient ten zwrócił się do nas o pomoc, gdyż w czerwcu kupił używany samochód, jednak (mówiąc krótko) nie był zadowolony z decyzji i jej konsekwencji. Trafił on na wyjątkowo perfidny przykład oszustwa, którym wręcz nie mogliśmy się nie zająć. Pierwsze spostrzeżenie naszych ekspertów to zatajona wada pojazdu, jednak bezczelność Sprzedającego sięgała w tym wypadku o wiele głębiej – tak głęboko, że poczuliśmy się w obowiązku by ją nagłośnić. Po pierwsze prawdziwym cudem było to, że to auto jeździło. Egzemplarz ów był typowym wrakiem, który został przygotowany tak, by podczas jazdy próbnej wszystko działało, a kilka dni później już niekoniecznie. Na dodatek właściciel widniejący w dowodzie rejestracyjnym był już dawno na liście osób zmarłych.
Poszukiwania, które do tego doprowadziły
Samochód, którego poszukiwał pan Dariusz miał być jedynie wygodny, pojemny i w dobrej cenie. Jednym z ogłoszeń, które pasowało do tego profilu było właśnie zakupione później Volvo V40. Srebrny lakier, rocznik 2001, silnik na benzynę bezołowiową charakteryzujący się pojemnością 1.8 i mocą 122 KM. Cena? Jedyne 6500 zł, by stać się posiadaczem tego kuszącego egzemplarza używanego auta. W cenę zakupu wliczone zostało też całkiem przyjemne wyposażenie oraz felgi aluminiowe – decyzja mogła być więc jedna, a mianowicie pojechać i zobaczyć, jak sprawa ma się w rzeczywistości.
Testy przed-zakupowe
Pierwszą zaletą dla pana Dariusza był fakt, że Sprzedającym Volvo V40 była osoba prywatna, a nie komis. Drugą sprawą, jaka przyciągnęła uwagę naszego klienta było to, że pojazd ten używany był regularnie w codziennej eksploatacji, a więc wręcz musiał być utrzymany w dobrym stanie, gdyż nikt nie lubi, gdy jego auto zawodzi w najmniej odpowiednim momencie. To miał być tylko sprawny środek lokomocji – miał już całkiem spory wiek, więc nie należało się spodziewać stanu jak spod igły. Samodzielnie sprawdzając samochód pan Dariusz nie zauważył również żadnych większych mankamentów, które sugerowały by większe wydatki dodatkowe. Zawieszenie nieregularnie wydawało jakieś dźwięki, ale jak zapewnił Sprzedający pasek rozrządu jest świeżo wymieniany (taki mamy klimat, że kiedy sprzedajemy auta lub szukamy czegoś dla siebie, trafiamy najczęściej na egzemplarze, gdzie mamy nowy rozrząd). Poza tym obecny właściciel był pierwszym w Polsce (od roku 2011), wcześniejsza historia Volvo V40 dotyczyła bowiem eksploatacji w Holandii. Ostatnim elementem była jazda próbna, ale tutaj również nie wyszły na jaw żadne dodatkowe wady, a auto chętnie reagowało na każdą próbę kierowania jego torem jazdy – jechało prosto, skutecznie hamowało i miało płynne przyspieszenie. Przyszła więc pora na podpisanie dokumentów zakupu.
CO SPRAWDZIĆ W AUCIE PRZED ZAKUPEM? DOKUMENTY!
Nie było zgrzytów (poza lekko hałasującym zawieszeniem) podczas oględzin, więc musiały pojawić się podczas sporządzania stosownej dokumentacji kupna-sprzedaży. Pierwszym, co rzuciło się panu Dariuszowi w oczy był niemal nieważny przegląd oraz ubezpieczenie pojazdu. Sprzedający nie widział w tym problemu i obiecał, że może to załatwić zanim samochód zmieni właściciela „na papierze”. Dwa dni później nasz klient ponownie przystąpił do dopełnienia formalności… okazało się, że auto nie jest zarejestrowane na Sprzedającego tylko na jego ojca. Pełnomocnictwa pisemnego jednak brak i nic dziwnego, gdyż szanowny tata umarł mniej więcej 3 lata wcześniej. Osoba wystawiająca ofertę nie dokonała jednak stosownych zmian w dokumentacji odnośnie właściciela i płatnika składek OC, tylko opłacała pojazd figurujący na zmarłego. Choć wiemy, że jest to wyraźny sygnał do wycofania się z transakcji, pan Dariusz zdecydował się dopiąć umowy kupna i Volvo V40 przeszło na niego. Powrotna droga klienta liczyła sobie ok. 50 km, na następny dzień udał się on do stacji diagnostycznej i zapłacił ubezpieczenie samochodu. Rzeczoznawca samochodowy nie miał żadnych zastrzeżeń do sprawności tego egzemplarza, więc z czystym sumieniem przybił pieczątkę w dowodzie rejestracyjnym.
Finał, ale bez kurtyny
Kolejne perypetie Volvo V40 naszego klienta to 100 km przejechanych w ciągu tygodnia i kolejne 250 km w trakcie urlopu. Samochód znosił eksploatację dzielnie i wciąż oferował przyzwoity komfort podczas jazdy. Jedynie zawieszenie wydające niepokojące odgłosy nie dawało panu Dariuszowi spokoju, więc udał się z tym problemem do zaprzyjaźnionego mechanika. Podczas jazdy do warsztatu okazało się, że samochód nagle stracił moc i tym samym podróż do stacji napraw okazała się żmudną przejażdżką w żółwim tempie. Pierwsza diagnoza eksperta uspokoiła naszego klienta, gdyż mogło chodzić o wypaloną uszczelkę, jednak by to potwierdzić trzeba było zmierzyć kompresję silnika. Po zdjęciu osłony silnika i podczas odkręcania cewki… została mu ona w ręku razem ze świecą. Przyczyna? Zerwany gwint w głowicy przez poprzedniego właściciela i… przyklejenie świecy, by zaoszczędzić na naprawie. Poza tym cewka pochodziła z innego silnika – zamiast benzynowej wersji 1.8 mieliśmy tu podzespół z Volvo V40 1.6.
Kupujący niezwłocznie zadzwonił do Sprzedającego, by poinformować go o sytuacji, ale nic to nie dało, gdyż syn zmarłego ojca nie poczuwał się do winy i zarzucił panu Dariuszowi próbę oszustwa (o odstąpieniu od umowy oraz zwrocie pieniędzy nie mogło być więc mowy). Klienta zdecydował się więc przeboleć stratę i naprawić samochód na własny koszt, z tym że remont silnika został wyceniony drożej niż nowy silnik. Kupił więc używany egzemplarz i zamontował go w swoim Volvo. W trakcie pobytu u mechanika okazało się również, że samochód ów wcale nie jest bezwypadkowy oraz że skrywa tajemnicę wymiany skrzyni biegów, i to przeprowadzonej całkiem niedawno.
Podsumowanie
Minęło więc ok. 1,5 togodnia nim wyszły na jaw ukryte wady zakupionego przez pana Dariusza samochodu. Aktualnie sprawa czeka na rozpatrzenie na wokandzie sądowej, gdyż Sprzedający nie jest zainteresowany jakąkolwiek rozmową na ten temat i polubownym załatwieniem sprawy. Jako eksperci wiemy również, że problemy naszego klienta mogą nie skończyć się na tym incydencie, gdyż zostało jeszcze przecież przerejestrowanie samochodu, a to bez przeprowadzenia postępowania spadkowego i dowodu przejścia własności ze zmarłego ojca na syna, może uniemożliwić przepisanie i późniejsze zbycie pojazdu. Pamiętajmy więc, że kupno samochodu to również konieczność przed-zakupowego sprawdzenia jego stanu technicznego. Najlepiej zdać się więc w tej materii na profesjonalnego rzeczoznawcę lub jeszcze przed podpisaniem umowy zamówić u nas ekspertyzę wraz ze szczegółowym raportem.