Ogłoszenia w Internecie zazwyczaj nie pokazują nam całej prawdy, zwłaszcza jeśli sprzedający ma dla nas okazyjną ofertę dotyczącą używanego samochodu. Zdjęcia robione są by ukryć wady lub tak by wskazując niewielkie mankamenty zagrać na naszym zaufaniu, byśmy nie doszukiwali się bardziej poważnych usterek, które już ani dokumentacja fotograficzna, ani treść ogłoszenia nie wymieniają. Kupując auto z drugiej ręki i nie znając się na motoryzacyjnych niuansach bierzemy tak naprawdę udział w loterii, gdzie sprzedawca i jego tłumaczenia to tak naprawdę zmyłki mające na celu utrudnić nam wygraną. Z zainteresowaniem zbieramy więc dla naszych czytelników tego typu anegdoty i oferty, by wiedza i morał zawarty w opowieści dały każdemu podstawowe rozeznanie o tym, co należy sprawdzić przez zakupem używanego auta – z naszych doświadczeń z ostatniego tygodnia wynika, że takich punktów do weryfikacji jest bardzo dużo. Oto nasze małe, Autotestowe historie z ostatnich 7 dni połowy listopada.
VOLVO XC90 – KUP I ZBANKRUTUJ
Oto Volvo. Niezależnie od modelu, wersji wyposażenia i rodzaju nadwozia kojarzy się nam z bezpieczeństwem. Ten egzemplarz był ładny, słusznych rozmiarów i godnie reprezentował na zdjęciach kategorię SUV-ów. Miraż trwał tu jednak krótko i po wizycie naszego eksperta zamienił się w marę senną. Miał być stan idealny, a na miejscu zastał nas, delikatnie mówiąc, zapuszczony egzemplarz – za to w niskiej cenie. Już na pierwszy rzut oka było widać, że to używany samochód, o który ktoś nie dbał i który wymaga co najmniej kilku tysięcy dodatkowych funduszy. Sprzedający… cóż, nie był zainteresowany tłumaczeniem nam, dlaczego kiepska kondycja szwedzkiego boga bezpieczeństwa na drogach jest taka, a nie inna (wyglądało na to, że inni klienci komisu mieli u niego pierwszeństwo w obsłudze i udzielaniu informacji).
AUDI A4 – DLA KUPUJĄCYCH SERCEM
Pierścienie w logo, zdobiące każdy pojazd opuszczający fabrykę Audi potrafią skutecznie oddziaływać na naszą wyobraźnię o elegancji, prestiżu i oczywiście niemieckiej precyzji. Model A4 to szczególnie lubiana przez kierowców konstrukcja, gdyż jest ona niezbyt droga w eksploatacji, ładnie się prezentuje i w niewyjaśniony sposób potrafi skraść serce bardzo różnego typu kierowców. Oczywiście zdjęcia w ogłoszeniu potwierdzały te zalety, dlatego też udaliśmy się na miejsce, by sprawdzić szczerość oferty i sprzedającego. Rzeczywistość znowu upewniła nas, że nie warto wierzyć takim zapewnieniom. W tym przypadku:
– nie zgadzał się rocznik produkcji pojazdu (zamiast 2006 było 2005),
– czujnik deszczu nie działał (w ogóle go nie było, gdyż ktoś zdemontował go razem z lusterkiem wewnętrznym),
– uczeń blacharza dorwał się chyba do samochodu, bo nierówności i niechlujność, z jaką wykonano naprawy karoserii, na pewno nie mogły być dziełem profesjonalisty,
– zużycie auta sugerowało, że przebieg 109 000 km jest bardzo niewiarygodny.
„Poprzedni właściciel nie narzekał” – powiedział nam sprzedający, ale niezbyt nas to przekonało i finalnie nie poleciliśmy klientowi zakupu tego egzemplarza.
MITSUBISHI CARISMA – NIECHLUJNA OFERTA
Sprzedającym była w tym przypadku kobieta (w dodatku bardzo miła). Informował w ogłoszeniu, że oferowane przez nią używane auto Mitsubishi Carisma jest w 100% bezwypadkowe i w bardzo dobrym stanie technicznym. Obejrzeliśmy więc ten dopieszczony cud motoryzacji i okazało się, że wystarczy wsiąść, by odechciało się nim podróżować. Całe wnętrze było zabrudzone i poplamione (tak, podsufitka również). Jak doszło do takiego spustoszenia? Nie wiadomo. Nadwozie to kolejny dramat, w którym główną rolę grają liczne wgniecenia, rysy i różnej wielkości uszkodzenia lakieru. Naprawy blacharskie także nie ominęły tego egzemplarza (choć ogłoszenie zarzekało się, że szpachli nie widziało). Potem zauważyliśmy brak radia CD. Przygoda spotkała nas jednak w trakcie wizyty w serwisie, gdyż w jednym odmówiono nam przeprowadzenia ekspertyzy, a do drugiego nie dotarliśmy, gdyż właścicielka zmieniła zdanie i zapragnęła udać się do domu. Odnośnie zgody na wgląd do książki serwisowej, polisy ubezpieczenia i dowodu rejestracyjnego też nie udało się nam porozumieć z sprzedającą. Wątpimy, by była to więc dobra oferta dla naszego klienta, o czym niezwłocznie go poinformowaliśmy.